Pasje Mostowców: Aleksandra Żerkowska, biegi długodystansowe
28 lipca 2018Pasje Mostowców: Grzegorz Kopeć
26 sierpnia 2018W nowym cyklu wywiadów, prezentujących pasje mostowców zrzeszonych w Związku Mostowców RP, kontynuujemy temat biegów długodystansowych.
ZMRP O/Górnośląski
TOMASZ KACZMAREK
prezes
EUROMOST Inżynierowi Konsultanci Katowice
Biegi długodystansowe to biegi od 3 do 42 kilometrów. Skąd i od kiedy taka pasja?
To zupełny przypadek. Przedtem biegałem w liceum, w czasie lekcji wychowania fizycznego. W dorosłym życiu uprawianie sportu ograniczało się do amatorskiej gry w tenisa i wakacyjnych wyjazdów na narty i żagle. Zimą 2010 r. podczas urlopu narciarskiego w Alpach zagapiłem się przy hamowaniu i w potencjalnie niegroźnej sytuacji grzmotnąłem ramieniem o lód. Zwichnięcie, gips, potem długotrwała, trwająca do późnego lata rehabilitacja. O tenisie nie było mowy.
Jesienią wpadła mi w ręce cieniutka książeczka „Biegaj z nami”. Pomyślałem: dlaczego nie? Nie muszę z nikim się umawiać, nigdzie jechać, wychodzę z domu i biegnę. Zacząłem od 20-minutowych i 30-minutowych marszy, potem marszobiegów 5 razy 4 minuty marszu + 1 minuta biegu. Po 5 miesiącach, realizując kolejne programy ze wspomnianej książeczki, ukończyłem program „bieganie bez limitu”. W trakcie treningów okazało się, że biegam wolno, ale mam niezłą wytrzymałość.
W Internecie znalazłem Jeffa Gallowaya, amerykańskiego trenera a wcześniej olimpijczyka, który opracował swoją metodę biegania i treningu. Galloway stwierdził, że nawet w przypadku dobrych biegaczy długodystansowych przerwy podczas biegu na marsz pozwalają na poprawę wyników. Opracował też program dla niemal początkujących biegaczy, pozwalający na ukończenie maratonu po 26-tygodniowym treningu. Spróbowałem i 24 września 2011 r., na kilka dni przed moimi 60. urodzinami, przebiegłem jeden z największych maratonów świata – maraton w Berlinie.
Do moich sukcesów i satysfakcji sportowych zaliczyć mogę?
Tych sukcesów jest niewiele. Oprócz maratonu w Berlinie przebiegłem jeszcze maratony w Pradze, w roku 2012, i we Frankfurcie nad Menem, w roku 2016. Dlaczego tak mało? O tym poniżej. Dla mnie sukcesem jest samo ukończenie biegu, o dobrym czasie raczej nie ma mowy. Próbowałem przyspieszyć, ale przy treningu do tego prowadzącym „kontuzjogenność” znacznie wzrasta — tak też się to skończyło u mnie.
Przy okazji wyjaśnienie, dlaczego biegałem w Berlinie, Pradze, Frankfurcie, a nie w Warszawie, Krakowie czy Poznaniu. Bieganie maratonów dla takiego amatora jak ja to wariackie, szkodliwe dla zdrowia przedsięwzięcie. Staram się więc zrekompensować negatywy atrakcjami turystycznymi. Poza tym wybieram biegi z dużą liczbą uczestników. Takie biegi mają zupełnie inną atmosferę. W Berlinie biegnie około 40 tysięcy ludzi.
Zawsze, w przypadku realizacji swojej pasji, wcześniej czy później pojawia się konflikt na styku pasja-rodzina, pasja-praca. Czy tak jest? W moim przypadku jest to głównie konflikt trening-praca.
Moje przygotowanie do maratonu trwa 30 tygodni, z treningami 3 razy w tygodniu. Treningi muszą być systematyczne, ze zwiększaniem dystansu w kolejnym tygodniu nieprzekraczającym 10%. W praktyce wygląda to tak, że coś tam muszę zrobić do pracy po południu, zawalam bieg albo dwa, potem chcę „wskoczyć” w mój program treningowy i zaczynają się problemy z mięśniami. W ten sposób zawaliłem przygotowania do kolejnego maratonu w Berlinie i maratonu w Sztokholmie. Udało mi się w miarę poprawnie zrealizować program treningowy dopiero w 2016 r. i wystartowałem we Frankfurcie.
Inny problem to mój pies – w okresach intensywniejszego treningu nie zawsze mam ochotę na spacer.
Czy jest jeszcze coś oprócz pasji biegania? Mam nadzieję, że nie ultramaratony?
Myślę, że moje bieganie trudno nazwać pasją – ładunek emocjonalny jest zbyt mały. Chociaż, kiedy biegnę, chcę ukończyć bieg. Podczas maratonu „umiera” się wiele razy i prowadzi ze sobą dyskusję typu „po co mi to?”. Z innych moich aktywności na pewno duże emocje wiązały się z żeglarstwem morskim. Czasami nie było łatwo. Poza tym lubię psy.
O ultramaratonach nie myślę – maratony i tak są za długie o 2 km i 195 m, i to przez króla Edwarda VII i królową Aleksandrę. Podczas Olimpiady w Londynie w 1908 r. zażądali, żeby start można było obserwować z tarasu pałacu w Windsorze, a meta wypadała przed lożą królewską na stadionie. Bieg wydłużono wtedy o ten dystans i tak już zostało.
Najbliższe plany sportowe, zawodowe, życiowe…
Właściwie oduczyłem się robić plany biegowe. Jak jesienią i zimą jestem we względnie dobrej formie, rezerwuję sobie miejsce na jakimś dużym maratonie i staram się rozpocząć z właściwym wyprzedzeniem 30-tygodniowy trening. Lata 2017 i 2018 musiałem odpuścić. Chciałbym jeszcze przebiec któryś z największych maratonów – może Paryż, może Londyn. Największe marzenie to Nowy Jork – tam startuje się na Verrazano Narrows Bridge i biegnie w kierunku centrum miasta. W ogóle maratony są bardzo „mostowe”. Ze względu na ograniczenie różnicy poziomów trasy prowadzone są wzdłuż rzek i wielokrotnie te rzeki przekraczają. Mam wrażenie, że rekord w liczbie mostów na trasie maratonu należy do Pragi. Jeśli chodzi o życie zawodowe, to w tym roku przestawiłem się na projektowanie mostów kolejowych w jednej z firm wykonawczych i plany zawodowe zakładają rozwój tej działalności.
Dziękuję.
Rozmawiał S. Łukasik